Falstart

Żeglarstwo, Psychologia, Sport|26.03.2019

Falstart w pierwszym wyścigu. Nikomu tego nie życzę. Na samym początku regat taka wpadka. I świadomość, że każdy kolejny wyścig i zajęte w nim miejsce będzie liczony do punktacji. W takiej sytuacji znalazło się wcześniej wielu zawodników. Przydarzyło się to największym mistrzom. Nigdy nie zapomnę, jak najbardziej utytułowany olimpijczyk Ben Ainslie, nie z falstartem, ale z dyskwalifikacją w pierwszym wyścigu wywalczył na koniec zwycięstwo na Igrzyskach w Atenach. Jest też wielu takich, którzy nie podołali presji i nie dowieźli sukcesu do mety. 

Podczas regat Bacardi Cup w Miami znalazłem się w takiej właśnie sytuacji. Walcząc o dobrą pozycję przy zawietrznym końcu linii startu, zostaliśmy sprowokowani przez Argentyńczyków do szybszego wybrania szotów przez co przepłynęliśmy linię startu o 3 sekundy za wcześnie. Przy czarnej fladze oznacza to dyskwalifikację. 

Kiedy dużo trenowałem, nie pozwalałem sobie na taki błąd. Ale teraz przyjeżdżam na regaty na dzień przed ich rozpoczęciem, co przekłada się na kwadratowe ruchy i brak wyczucia szczegółów. Żartuję sobie pod nosem, że jestem gotowy do ścigania na najwyższym poziomie w momencie, kiedy regaty dobiegają już końca. 

Informacja o falstarcie dotarła do mnie szybko. Wpadłem w złość, której dałem głośny i mocny upust. Całe szczęście producent wzmocnił pokład w miejscu, w którym wylądowała moja pięść i nie było potrzeby tego dnia wzywać szkutnika. 

Byłem wściekły. Jak mogłem popełnić taki prosty błąd!? Od razu zobaczyłem przed oczami najczarniejszy scenariusz. Odległe miejsce w którymś z kolejnych wyścigów i podium jakie sobie wymarzyłem i za cel postawiłem w tych regatach było już tylko wspomnieniem. Gorycz niezadowolenia i złości trzymała mnie jeszcze przed dobre trzy godziny. Po umyciu i roztaklowaniu łódki, poszedłem na długi spacer. Postanowiłem porozmawiać sam ze sobą. Ostudziłem emocje. Podszedłem do tematu racjonalnie. I włączyłem pozytywne myślenie. 

Zacząłem od prostego tricku: wmówiłem sobie, że wszystko dobrze się skończy. W jakiś sposób dobrze ułoży. Mamy przecież dobrą prędkość. Do tego akwen w Miami znam wyśmienicie. Poza tym jestem na wakacjach i nawet jak się nie uda to przecież nic się złego nie stanie. To nie pierwsze, ale też i nie ostatnie regaty, w których biorę udział. 

Mój nastrój momentalnie się zmienił. Zamiast pełen obaw i strachu, nie mogłem doczekać się kolejnych wyścigów. Musiałem jednak uważać. Takie nastawienie jest często bliskie potrzebie nadrobienia strat. Odbicia się. Ataku. A to w żeglarstwie bywa zgubne. Szczególnie w sytuacji, kiedy kolejny błąd przekreśla szansę na medal. 

Dlatego dużo uwagi poświęciłem tego wieczoru na analizę każdego elementu wyścigu i poddanie go ocenie ryzyk w jakich mogę się znaleźć. Pamiętam jak siedząc na ławce w parku z zamkniętymi oczami, wyobrażałem sobie różne sytuacje w których mogłem się znaleźć i jak wyjść z nich z obronną ręką.

Ważna i bardzo pomocna była dla mnie też codzienna rutyna. Mam zwyczaj ustalać program dnia przed rozpoczęciem regat. Postanowiłem jej nie zmieniać a wręcz bardziej się jej trzymać. W czym to pomogło? Przede wszystkim w zachowaniu spokoju i poczuciu pewności siebie. Nie musiałem się zastanawiać co mam teraz zrobić. Szedłem jak po sznurku według ustalonych wcześniej zadań i obowiązków. Dzięki temu o niczym nie zapomniałem i wszystko robiłem na czas. 

Przełomowy w tych regatach był dla nas drugi wyścig. Zachowawczy, ale bezpieczny start dał nam ósme miejsce po pierwszym okrążeniu, ale później szliśmy już tylko do przodu i metę przekroczyliśmy jako zwycięscy. To dużo dla mnie znaczyło i mocno wpłynęło na dalszy przebieg regat. Dzięki równemu żeglowaniu, ocenie ryzyka, ciągłej analizie, czujności, ale przede wszystkim pozytywnemu nastawieniu i myśleniu, zajęliśmy w regatach, w których startowało 64 załóg znakomite drugie miejsce. Dzisiaj to nie to drugie miejsce, ale sposób w jaki wyszliśmy z opresji i nie daliśmy się pokonać presji daje mi najwięcej satysfakcji i radości z tych regat. To było bardzo ciekawe doświadczenie z happy endem. 


Podobne historie